Życie w Forestcity było dużo nudniejsze niż się spodziewałem. Myślałem, że będę tu wśród swoich a w rzeczywistości nie spotkałem tu nikogo oprócz ludzi. A może źle szukałem? W każdym razie musiałem tu zostać, bo tu byłem bezpieczny. Patrząc na to, co zrobiłem z perspektywy czasu nie żałowałem, było mi tylko wstyd. Dałem się ponieść emocjom i zniszczyłem sobie życie, a teraz muszę ukrywać się przed własną rodziną. Dlaczego? Przez popieprzone prawo aniołów, upadli byli jak wyklęci a jeśli pochodzili z tak znanej rodziny jak moja to trudno ten fakt zatuszować. Na początku mówiliśmy, że jestem pogrążony w żałobie, ale po roku rada zorientowała się, że coś jest nie tak. Wtedy zacząłem uciekać. Forestcity jest jednym z niewielu miejsc gdzie nikt mnie nie będzie szukał. Tutaj odmieńcy tacy jak ja legalnie żyją wśród ludzi, choć ci o niczym nie wiedzą.
Minęło już kilka tygodni odkąd się wprowadziłem, dziś jest sobota. Jak co weekend pracowałem w barze. Jak zwykle był tu tłok, pewnie, dlatego, że to jedyne takie miejsce w miasteczku. Pracowałem jak robot, nikt szczególnie nie zwracał mojej uwagi. Rozmawiałem właśnie z dziewczynami, które mnie zaczepiły, gdy ona podeszła do baru. Czułem jak obrączka zawieszona na mojej szyi rozgrzewa się tak, że aż zaczęła parzyć.
-Coś dla ciebie ślicznotko? – Zapytałem dziewczyny.
Ta zmierzyła mnie wzrokiem i zaraz bardzo się zdziwiła. Uśmiechnąłem się szeroko. Anioły, wampiry, czarownice, hybrydy… Wszyscy potrafiliśmy rozpoznać się wzajemnie, więc i ona musiała zobaczyć, że nie jestem człowiekiem.
-Dziś nie piję. – Odpowiedziała po chwili.- Kim jesteś? Nie znam cię. – Zastanawiała się na głos.
-Na imię mi Trevor ślicznotko. A ty?
-Twoje koleżanki chyba się niecierpliwią - zbyła mnie.
Spojrzałem w stronę grupki dziewczyn, z którymi przed chwilą rozmawiałem i wybuchłem śmiechem. Wyglądały jakby były w pełnej gotowości podejść tu i powiedzieć Ślicznotce, co o niej myślą, biedaczki były tak zaślepione zazdrością, że nie wiedziały, w co się pakują.
-One mnie nie interesują, więc nie dowiem się jak masz na imię? – Zapytałem.
Ta westchnęła głośno.
-Katherine. – Odpowiedziała mi i zmusiła się do uśmiechu.
To wywołało u mnie kolejny napad śmiechu.
Kath?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz