-Dobra - burknęłam przemieniona już w ludzką postać - Patrz bo ja się boję jakiś tam łowców! - warknęłam i odwróciłam się w stronę lasu. Pomaszerowałam tam szybkim krokiem, nawet się nie odwracając.
Wiedziałam, że postąpiłam głupio, odchodząc w las, ale cóż, ja mam swoją dumę. I nagle przypomniało mi się co kiedyś mówiła do mnie matka - " Twoja duma Cię kiedyś zgubi".
Wzruszyłam ramionami, co będzie to będzie.
Z każdą minutą robiło się coraz ciemniej, ale szłam przed siebie. Nie wiem dlaczego nie skierowałam się w stronę miasta. Teraz wolałam ciszę i las.
Gdy ciemność pochłonęła wszystko naokoło, spojrzałam na niebo. Widniał na nim księżyc w pełni, który chociaż trochę oświetlał ścieżkę i drzewa naokoło. Nie wiedziałam ile już szłam ani która jest godzina. Mało mnie to obchodziło. I tak nikt na mnie nie czekał.
Byłam zła na siebie. Jak to możliwe, że w okolicy nie było ani jednego zmiennokształtnego? Każdy trzymał się tu razem, wilkołaki z wilkołakami, wampiry z wampirami. Tylko ja byłam jakimś cholernym samotnikiem.
Nagle przystanęłam i zaczęłam rozglądać się naokoło siebie. Czułam jak zimny pot spływa mi po plecach i dreszcz przebiega po ciele. Czułam się osaczona. Próbowałam się przemienić w cokolwiek. Chciałam po prostu uciec. Lecz sparaliżowana strachem nie dałam rady się przekształcić. Drgnęłam lekko i wtedy usłyszałam huk. Nie wiem co to było lecz natychmiast zapiekło mnie ramię. Odruchowo dotknęłam miejsca, które zaczęło wręcz palić. Poczułam pod palcami ciepły płyn. Nie myśląc już, skoczyłam w drzewa i zaczęłam biec w nieprawdopodobnyn tępie. Słyszałam dalsze huki, lecz z każdym metrem były coraz cichsze.
Schowałam się za drzewem i podparłam plecami o suży konar. Spojrzalam ponownie na ramię. Bluza przeciekła już krwią. I to bardzo. I bolało jak cholara. Warknęłam pod nosem.
Skupiając się i zamykając oczy, w końcu zamieniłam się w ..psa. Zaczęłam instynktownie biec w prawodopodobnie w stronę miasta. Gdzieś musiałam trafić; z każdym krokiem moją rękę, a raczej łapę przeszywał potworny ból. Dobrze, że była to lewa ręka a nie prawa.
Po jakimś czasie, dysząc i na obolałych łapach dotarłam do miasta. Kręcąc się między ulicami odnalazłam w końcu znaną mi nazwę. Ruszyłam nią i po okołu 5 minutach stałam przed klatką. Rozglądając się, upewniłam się, że nikogo nie ma zamieniłam się w człowieka. Kopniakiem otowrzyłam drzwi i weszłam powoli po klatce schodowej.
Drzwi jak zwykle były otwarte. Nie widziałam potrzeby by zamykać je.
Stanęłam na środku salonu i rozebrałam się. Ruszyłam w stronę łazienki.
Przyglądając się sobie w lustrze, nie rozpoznałam się. Byłam cała brudna, moje włosy były skołtunione. Z westchnięciem weszłam pod prysznic, chcąc zmyć z siebie brud. Szorowałam się długo, zmywając krew, lecz nadal czułam się brudna. Rozpłakałam się bezgłośnie, moje łzy zmieszały się ze strumieniem wody który ombywał mi twarz.
Uspokajając się wyszłam z pod prysznica i ubrałam się w czystą bieliznę i długą męską bluzkę w której często spałam. Tuż przed snem zabandażowałam ramię i połozyłam się. Patrząc na zegrek atwierdziłam, że była 3 nad ranem.
***
Szłam po mieście w czarnej bluzie, kaptur miałam naciągnięty na głowę. Twarz była spuszczona w dół, próbowałam ukryć mocne doły pod oczami.
Kierując się do najbliższej kawiarni, natknęłam się na nikogo innego jak na Kevina. Skrzywiłam się z niesmakiem.
Podchodząc warknęłam:
- O popatrzcie kogo my tu mamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz