Spacerowałem po ulicach Paradise z typowym dla mnie uśmiechem. Było już bardzo późno, grubo po drugiej w nocy. Dopiero skończyłem pracę i jakoś nie miałem ochoty wrócić do mojego malutkiego mieszkanka.
Czekałem na zielone światło na przejściu dla pieszych. Nagle obok mnie przebiegła jakaś dziewczyna i już chciała przejść na drugą stronę ulicy, nie zważając na to, że wciąż jest czerwone.
Rozpędzony samochód prawie ją uderzył. W ostatniej chwili pociągnąłem ją za rękę tak, że oboje przewróciliśmy się na chodnik. Kierowca nawet się nie przejął, pojechał dalej.
Dziewczyna natychmiast wyszarpnęła dłoń.
-Wszystko dobrze?- zapytałem. Skinęła głową i podniosła się z ziemi. Zaczęła otrzepywać niewątpliwie bardzo drogą sukienkę, która cała się upaćkała i była rozdarta w paru miejscach.
-Wybacz za sukienkę. Ale następnym razem mogłabyś bardziej uważać.- Uśmiechnąłem się. Spojrzała na mnie jakoś tak dziwnie.
-Spieszyło mi się- powiedziała tylko.
-Jestem William- przedstawiłem się wesoło.
<Mackenzie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz